AKCENT MALARSTWA POLSKIEGO

Ryszard Jrys Jaworski
Poezja

Jestem pod dachem
Jerychonka; Wianek kąkolu
Z pochylonym czołem
O Persefono!
O PERSEFONO!
Co się ze mną stało
Co dopala ziarna mego kiełkowanie
Czemu nie wiem nieraz że wiem i tak mało
Co żyć mi a co przegrać bliższym mi wzdychanie
Na błotnistym szlaku w pooranych polach
Stawiam moich hymnów bez echa chorągwie
I tylko doli tarczę przegina niedola
A ciosy słane do niej przenikają do mnie
Jak gołąb o zmroku wygnany spod dachu
Rzuconego ziarna bogów poszukuję
Lecę, to padam, to pochwytam piachu
W bólu głodowym żywym żywot rześki wyśpiewuję
A przecież słyszę śpiewu mego rwanie
Bezsiłą oczy przymknę wola mnie ocuca
Przerywam ciszę zanosząc śpiewanie
Ale czemu lekko słabnąc silnie się zasmucam
OSTATNI BAL
Dym stojąc przy oknie wieszam na firanach
Daleki znanej o tyle sypialni
O ile w moich oczach i ty niewyspana
Przeszłości łamiesz dzieło z marmuru kopalni
I jak przed chwilą obejmując kibić
Ów zachód pieszczę który uwydatnił
Muzyk aż zdało się poskąpił czy chybił
Dźwięku który w tańcu brzmiał nam jak ostatni
Ostatnie wino bogów lano z którym potępienie
I drżenie zmieszał duch mój nim obwisła głowa
Tam zamiast kwiatów skarz na śmierć wspomnienie
Gdziem ostatnio żegnał ciebie bo siebie pochował
Chcesz zostać jeźdźcem nie lada
I świata przemierzać błonie
Nie siedź jak inni- na zadach
Choćbyś miał upaść pod konie
JESTEM POD DACHEM chmur pędzonych wiatrem
Pod błyszczącego obliczem księżyca
Wśród gwiazd
niedojrzanych przez chmurową matnię
Jestem na ziemi
Z której mego pałacu iglica
Sięga z ciekawością w tajemnice nieba
Przewyższając często największe ze szczytów
Tylko dlatego, że sercu potrzeba
Istotnych racji człowieczego bytu
JERYCHONKA
Różo z miedzy mirtów
Lekka łzo śniegowa
Tak piękna
Jak pięknym niedługo
Smukłą szyją w wodzie
Ścięta twoja głowa
Splotem zieleni pieszczona
Tak jak dobrym słowem
Jak tęsknota nadzieją i wiarą
I żadna nawet kolia nie dorówna tobie
Z odmian berylu czy korundu
Boś ludzką pamięcią posłana
Balsamu godna
W czas jakoweś piękna
Jerychońska moja różo
To nie był wodospad
Piękne róże
Sanna
Ni lekki jak pióro walc
To było słońce
Czyste niebo
I wzruszająca chwila
Kiedy na moją ziemię
Upadła gwiazda
W południe
Gwiazda gorąca jak wulkan
Szukam sposobu
Aby przekonać kogoś
Że miłość istnieje
Jeśli daremnie
To tylko dlatego
Że niestety
Trzeba samemu ją przeżyć
Ballady i pieśni

Wernisaż mój
Monte Carlo
O toastach
Na teatralnej
WERNISAŻ MÓJ
Na wernisażu pośród zaproszonych gości
Pośród toastów często sztucznie granych ról
Gościła dama w której oczach bez litości
Ktoś domalował oficjalnie znany ból
I jakichkolwiek tu skojarzeń by nie szukać
To sam artysta wprawdzie też niewiele mógł
Bo damie tej na imię było sztuka
A ona dzisiaj upadła na bruk
Dla niej te słowa dedykuję pełne wzruszeń
Tym co się mogą jeszcze mocniej objąć w pół
A pozostałych którym świat odebrał duszę
Niech zbliży tango od pasa w dół
Jeszcze nie koniec jeszcze w holu błyszczą światła
Czegóż by więcej od pokazu można chcieć
Nikt nie powiedział ze dziś sztuka ma być łatwa
I że ją każdy kiedy zechce może mieć
I jakichkolwiek tu skojarzeń by nie szukać...
O TOASTACH ZA WSZYSTKO CO BYŁO
Zakręceni na tym świecie jak w tańcu
Pochłonięci tym tańcem do cna
Próbujemy przechytrzyć ten bal przebierańców
Byle wygrać ile tylko się da
A ty graj żeby było weselej
Czasem nawet o wszystko co masz
Jeśli dobrze rozwiniesz i obstawisz intelekt
Może zdołasz zachować twarz
Potem tańcz ale tak aby jutro
Nie próbował zarzucić ci nikt
Że z twojego powodu ktoś się poczuł zbyt smutno
I że tobie nie było wstyd
W tych toastach za wszystko co było
W tej radości że tak dobrze szło
Człek dorastał, ale coś się zgubiło
Tylko dziś już nie bardzo wiem co
A więc gram żeby było weselej...
Kilka słów zanim skończy się płyta
Chciałbym jeszcze do serca ci wnieść
Bywaj zdrów! Niech cię jutro przywita
Lepszym dniem i ochotą na pieśń
Bo się gra żeby było weselej...
Film

KULISY
MALARSTWA i poczynań artystycznych